źródło: Jeremi Przybora
Zamykam oczy. W głowie szumi muzyka i drinki z truskawkami.
Płynę w rytm dźwięków wydobywających się z głośników, moje ciało porusza się
między światłami. W dłoni trzymam plastikową martinówkę z której rozlewają się
małe porcje alkoholu.
Czemu nadal trzymam ten kieliszek?!
Dopijam resztkę płynu i rzucam zielonym plastikiem o ziemię.
Tym samym z którego rok wcześniej popijałeś truskawkowe Martini. Wtedy to był
wieczór…
Oddaję się szaleństwu. Zupełnie jakby taniec miał mnie
wyzwolić od wszystkich myśli. Śpiewam wraz z wokalem piosenek puszczanych przez
DJ’a. Moje ręce zahaczają o ludzi w tłumie, ciało przemieszcza się między
roztańczonym tłumem. Nagle porywa mnie ktoś i obraca trzy razy. Puszcza i
odchodzi.
Może to byłeś Ty?
Zatrzymuję się na kilka sekund. Teraz nawet z otwartymi
oczyma kręci mi się w głowie.
Przy barze stoi śliczna kobieta. Podchodzę do niej
zdecydowanym krokiem, kładę dłonie na blat trzymając ją tym w uścisku, zbliżam
usta do jej karku i zatrzymuje się nad nim kilka milimetrów. Dziewczyna lekko
się porusza zgodnie z taktami panującymi w pomieszczeniu. Nagle odwracam się do
plecami do baru i nadal trzymając dłonie na barze tańczę.
Śmiejemy się obie.
Zamawiamy piwo. Dwa piwa. Wypijamy je dość szybko. Spławiamy
kilku „zainteresowanych”.
Wychodzimy z klubu w ciepłą noc…
***
Obudziłam się w nie swoim łóżku. Obok mnie dwie osoby.
Wszyscy wtuleni w siebie. Cała trójka pokiereszowana przez zbyt wrażliwą duszę.
Wszyscy dziwni i pokręceni.
Na co dzień zapracowani, poważni i odpowiedzialni.
Wieczorami, po zachodzie słońca wyłażą z nas ułomności. Łzy
przelewają się przez nasze oczy i stają w gardle dusząc niemiłosiernie.
Wiesz, że wczoraj prawie przestałam oddychać? Od natłoku
łez.
I chociaż to nie powinno być pocieszeniem to bynajmniej daje
poczucie wspólnoty, że boli nie tylko mnie.
Ich też boli.
I dobrze było się obok nich obudzić.
Dobry początek przyjaźni.
***
Spojrzałam na kartkę papieru wypełnioną cyframi.
Biling z Twojego telefonu.
I w kolo jeden numer.
Nie znam tego numeru.
Wyciągnęłam te kartki z kosza na śmieci. Bo tam je
wyrzuciłaś drąc na kawałki gdy tylko otworzyłaś rachunek.
Nie znam tego numeru.
***
Od początku jak się poznałyśmy czułam, że któregoś dnia
wypadniesz mi z dłoni.
Wypadłaś.
Wypadłaś też z serca.
Otarłam wtedy łzy i nie zastanawiałam się długo jak to
wszystko pozbierać.
Zwyczajnie pozbierałam. Bez nadmiernego płaczu.
Skutecznie zajęłam się zapominaniem o Tobie.
Udało się.
A Ty wtedy pokochałaś mnie równie mocno jak ja kochałam
Ciebie.
Lecz wypadłaś mi z dłoni.
A raczej ja wypadłam Tobie.
***
Ukradkiem patrzyłam jak przygotowujesz śniadanie. Krzątałeś się
po kuchni w zwykłej koszulce i jeansach. Włosy miałeś potargane, a na twarzy
widniał spory zarost.
Zaparzyłeś kawę i usiadłeś na krześle po drugiej stronie
blatu.
Jedliśmy w ciszy.
Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. W Twoich zauważyłam napływające
łzy.
Rozpadłam się w tedy.
Otworzyłam serce dla Ciebie.
I przepadłam.
Pokochałam Cię.
Wtedy.
W tamtej sekundzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz