niedziela, 2 sierpnia 2015

kilka krótkich historii

                                                 

źródło: Jeremi Przybora


Zamykam oczy. W głowie szumi muzyka i drinki z truskawkami. Płynę w rytm dźwięków wydobywających się z głośników, moje ciało porusza się między światłami. W dłoni trzymam plastikową martinówkę z której rozlewają się małe porcje alkoholu.
Czemu nadal trzymam ten kieliszek?!
Dopijam resztkę płynu i rzucam zielonym plastikiem o ziemię. Tym samym z którego rok wcześniej popijałeś truskawkowe Martini. Wtedy to był wieczór…
Oddaję się szaleństwu. Zupełnie jakby taniec miał mnie wyzwolić od wszystkich myśli. Śpiewam wraz z wokalem piosenek puszczanych przez DJ’a. Moje ręce zahaczają o ludzi w tłumie, ciało przemieszcza się między roztańczonym tłumem. Nagle porywa mnie ktoś i obraca trzy razy. Puszcza i odchodzi.
Może to byłeś Ty?
Zatrzymuję się na kilka sekund. Teraz nawet z otwartymi oczyma kręci mi się w głowie.
Przy barze stoi śliczna kobieta. Podchodzę do niej zdecydowanym krokiem, kładę dłonie na blat trzymając ją tym w uścisku, zbliżam usta do jej karku i zatrzymuje się nad nim kilka milimetrów. Dziewczyna lekko się porusza zgodnie z taktami panującymi w pomieszczeniu. Nagle odwracam się do plecami do baru i nadal trzymając dłonie na barze tańczę.
Śmiejemy się obie.
Zamawiamy piwo. Dwa piwa. Wypijamy je dość szybko. Spławiamy kilku „zainteresowanych”.
Wychodzimy z klubu w ciepłą noc…

***

Obudziłam się w nie swoim łóżku. Obok mnie dwie osoby. Wszyscy wtuleni w siebie. Cała trójka pokiereszowana przez zbyt wrażliwą duszę.
Wszyscy dziwni i pokręceni.
Na co dzień zapracowani, poważni i odpowiedzialni.
Wieczorami, po zachodzie słońca wyłażą z nas ułomności. Łzy przelewają się przez nasze oczy i stają w gardle dusząc niemiłosiernie.
Wiesz, że wczoraj prawie przestałam oddychać? Od natłoku łez.
I chociaż to nie powinno być pocieszeniem to bynajmniej daje poczucie wspólnoty, że boli nie tylko mnie.
Ich też boli.
I dobrze było się obok nich obudzić.
Dobry początek przyjaźni.

***

Spojrzałam na kartkę papieru wypełnioną cyframi.
Biling z Twojego telefonu.
I w kolo jeden numer.
Nie znam tego numeru.
Wyciągnęłam te kartki z kosza na śmieci. Bo tam je wyrzuciłaś drąc na kawałki gdy tylko otworzyłaś rachunek.
Nie znam tego numeru.
***
Od początku jak się poznałyśmy czułam, że któregoś dnia wypadniesz mi z dłoni.
Wypadłaś.
Wypadłaś też z serca.
Otarłam wtedy łzy i nie zastanawiałam się długo jak to wszystko pozbierać.
Zwyczajnie pozbierałam. Bez nadmiernego płaczu.
Skutecznie zajęłam się zapominaniem o Tobie.
Udało się.
A Ty wtedy pokochałaś mnie równie mocno jak ja kochałam Ciebie.
Lecz wypadłaś mi z dłoni.
A raczej ja wypadłam Tobie.

***

Ukradkiem patrzyłam jak przygotowujesz śniadanie. Krzątałeś się po kuchni w zwykłej koszulce i jeansach. Włosy miałeś potargane, a na twarzy widniał spory zarost.
Zaparzyłeś kawę i usiadłeś na krześle po drugiej stronie blatu.
Jedliśmy w ciszy.
Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. W Twoich zauważyłam napływające łzy.
Rozpadłam się w tedy.
Otworzyłam serce dla Ciebie.
I przepadłam.
Pokochałam Cię.
Wtedy.
W tamtej sekundzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz