źródło: http://fifek.pl/1415/pierwsza_rocznica_slubu.html
Siedzisz pod kołdrą. A to już południe. Mamy leniwy dzień. W
końcu to cenne kradzione 24 godziny. A dokładniej 21 godzin i 50 minut. Trzeba
odjąć czas na dojazd. I jestem. Dotarłam. A Ty siedzisz pod tą kołdrą, mimo, że
zegar pokazuje godzinę 16. Wypadałoby wstać. Tylko po co? Tak mało czasu nam
zostało. Wchodzę pod rozgrzaną pościel. Szybko muszę się nacieszyć, że jesteś
tu i teraz, zostało tylko 14 godzin. Za mało. Dla mnie zdecydowanie za mało.
Nie mogę „nawtulać” się w Ciebie na zapas, ukraść od Ciebie na później ciepła
ciała i zachować na jutro smaku ust i języka. Kochać się z Toba już nie mam
siły, a dopiero mamy godzinę 16:40. Nie mogę kochać się z Tobą na później, na
jutro i na za tydzień. Więc leżymy. Cisza. Słodko bije Ci serce, słyszę jak
miarowo oddychasz. Mimo, że leżę bez ruchu od jakiegoś czasu, trzymam głowę na
Twoim ramieniu Tobie nie jest niewygodnie. Jesteśmy. Jak w próżni. Czas leci
leniwie, chociaż ja wiem, że w rzeczywistości zapierdala jak szalony. Wskazówki
sekundnika przeskakują o dwa pola za jednym razem. Wszystko płynie 2 razy
szybciej. I już mamy godzinę 21:30. Czas na łzy. Bo czas się kończy i ja to
wiem i płaczę. Łzy kapią z oczu, a w głowie wciąż w koło „oddaje
Ci przestrzeń, powiedz czy chcesz być w niej trochę więcej, tylko tyle mam. Od
Ciebie chcę szczęście, więc szczęście mi daj”***. Nie chcę. To znaczy Ty
nie chcesz. Każda z moich łez ma w sobie emocje i uczucia, których nie
wypowiadam. A wypowiadam tak wiele i tak szczerze. Więc ile jeszcze jestem w
stanie uronić? To niemożliwe żeby, aż tyle było we mnie „tego wszystkiego”.
Zasypiamy. Płytko śpię. Ty nawet nie drgniesz, trzymasz mnie mocno w uścisku.
Czuję się jak w piekle. Gorąco. Im goręcej tym bardziej się wciskam pośladkami
w Twój brzuch, a plecami w tors. Budzik. Otwieram oczy jakbym nie spała. Ty też
nie spałeś. Chcę zabrać tylko swoje rzeczy i wyjść bez słowa. Nawet nie patrzę
na Ciebie. Cyk, cyk, cyk.. Sekundnik nie przestaje biec, nie zwalnia ani na
moment. Chcę już wyjść, mimo, że mamy jeszcze cenne 30minut. Duszę się na myśl
o pożegnaniu. Sama siebie traktuję jak „dziewczynę na jedną noc”. A która to
już nasz noc? Acha.. Nie liczę. Żadne z nas nie liczy. Równe 10 miesięcy, z
wyliczeń wychodzi jakoś „pi razy drzwi” 303dni. Z tego czasu tak niewiele
byliśmy razem. A tak intensywnie i szybko. Zawsze czas nagli. Zawsze musisz
wracać. I wracasz. Nie zostajesz. Wracasz. Nie oglądając się za siebie. Ja też
wracam. Do czekania. Więc czekam. Na tą jedną noc. „Bez Ciebie stoję w miejscu obrażam się na świat.”***
*** Romantycy lekkich
obyczajów – ziemia planeta ludzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz