czwartek, 28 maja 2015

gdyby to była rocznica

źródło: http://fifek.pl/1415/pierwsza_rocznica_slubu.html


              

Siedzisz pod kołdrą. A to już południe. Mamy leniwy dzień. W końcu to cenne kradzione 24 godziny. A dokładniej 21 godzin i 50 minut. Trzeba odjąć czas na dojazd. I jestem. Dotarłam. A Ty siedzisz pod tą kołdrą, mimo, że zegar pokazuje godzinę 16. Wypadałoby wstać. Tylko po co? Tak mało czasu nam zostało. Wchodzę pod rozgrzaną pościel. Szybko muszę się nacieszyć, że jesteś tu i teraz, zostało tylko 14 godzin. Za mało. Dla mnie zdecydowanie za mało. Nie mogę „nawtulać” się w Ciebie na zapas, ukraść od Ciebie na później ciepła ciała i zachować na jutro smaku ust i języka. Kochać się z Toba już nie mam siły, a dopiero mamy godzinę 16:40. Nie mogę kochać się z Tobą na później, na jutro i na za tydzień. Więc leżymy. Cisza. Słodko bije Ci serce, słyszę jak miarowo oddychasz. Mimo, że leżę bez ruchu od jakiegoś czasu, trzymam głowę na Twoim ramieniu Tobie nie jest niewygodnie. Jesteśmy. Jak w próżni. Czas leci leniwie, chociaż ja wiem, że w rzeczywistości zapierdala jak szalony. Wskazówki sekundnika przeskakują o dwa pola za jednym razem. Wszystko płynie 2 razy szybciej. I już mamy godzinę 21:30. Czas na łzy. Bo czas się kończy i ja to wiem i płaczę. Łzy kapią z oczu, a w głowie wciąż w koło „oddaje Ci przestrzeń, powiedz czy chcesz być w niej trochę więcej, tylko tyle mam. Od Ciebie chcę szczęście, więc szczęście mi daj”***. Nie chcę. To znaczy Ty nie chcesz. Każda z moich łez ma w sobie emocje i uczucia, których nie wypowiadam. A wypowiadam tak wiele i tak szczerze. Więc ile jeszcze jestem w stanie uronić? To niemożliwe żeby, aż tyle było we mnie „tego wszystkiego”. Zasypiamy. Płytko śpię. Ty nawet nie drgniesz, trzymasz mnie mocno w uścisku. Czuję się jak w piekle. Gorąco. Im goręcej tym bardziej się wciskam pośladkami w Twój brzuch, a plecami w tors. Budzik. Otwieram oczy jakbym nie spała. Ty też nie spałeś. Chcę zabrać tylko swoje rzeczy i wyjść bez słowa. Nawet nie patrzę na Ciebie. Cyk, cyk, cyk.. Sekundnik nie przestaje biec, nie zwalnia ani na moment. Chcę już wyjść, mimo, że mamy jeszcze cenne 30minut. Duszę się na myśl o pożegnaniu. Sama siebie traktuję jak „dziewczynę na jedną noc”. A która to już nasz noc? Acha.. Nie liczę. Żadne z nas nie liczy. Równe 10 miesięcy, z wyliczeń wychodzi jakoś „pi razy drzwi” 303dni. Z tego czasu tak niewiele byliśmy razem. A tak intensywnie i szybko. Zawsze czas nagli. Zawsze musisz wracać. I wracasz. Nie zostajesz. Wracasz. Nie oglądając się za siebie. Ja też wracam. Do czekania. Więc czekam. Na tą jedną noc. „Bez Ciebie stoję w miejscu obrażam się na świat.”*** 

*** Romantycy lekkich obyczajów – ziemia planeta ludzi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz