poniedziałek, 6 kwietnia 2015

myśli

źródło: znalezione na facebooku...

Obrazek rozbawił mnie do łez. Prosto i na temat. Bez pisania ckliwych tekstów :) Uparłam się żeby go tu wstawić. Dzięki A. za udostępnianie takich badziewi na swojej tablicy. Cała Ty. Za to Cię uwielbiam.

            

Niebo zasnuło się chmurami. Spoglądam przez upaćkaną szybę. Okno brudne, bo nie mam w zwyczaju myć szyb. Przed sekundą świeciło słońce. Nawet kawa nie zdążyła mi przestygnąć. Trzymam gorący kubek w dłoni. Moja twarz bez wyrazu. Myśli jakieś rozproszone. Wiatr kołysze gołymi gałęziami. Początek wiosny mamy zagmatwany. Raz ciepło raz śnieg. Raz zimy deszcz, a za chwilę gorące słońce. Uwikłana ta pogoda. My uwikłani w tą porę roku.
Poranek poświęciłam na czytanie książki, nie zrobiłam nawet makijażu. Czytałam kryminał, a czytając zerkałam nerwowo na zegarek. Wskazówki wlekły się jak nigdy. 6:45 a ja oczy jak pięć złotych. Jeden bok, dugi bok. Myśli płynące swobodnie. Kochały się z Tobą o poranku. Czuły, że się spieszysz do pracy, ale trzymały się kurczowo Twojego ciepłego ciała. Zasnęłam. Obudziłam się o 8:40. Sama. Tylko te cholerne myśli przy Tobie. Widziały jak biegniesz. Szybko wstałam żeby zaprzestać temu co się we mnie dzieje. I siedzę z nosem wklejony w szybę. Znów pojaśniało. Tym razem kawa troszkę przestygła. Upijam łyk i biorę się za klepanie w klawiaturę.
Pik, pik. Telefon.
Wytrącasz mnie na sekundę z amoku składania słów w jedną całość. Stos bzdur powstał w tej pisaninie. Nikt prócz mnie pewnie tego nie zrozumie. Nie będzie miał pojęcia o czym to jest. Wymieniamy kilka zdań i powracam do sklejania swojej bajki. Chciałabym nadać jej kolorowe zakończenie, chociaż końca jeszcze nie widać. Koniec się jak na razie nie zanosi. Co ja piszę? Końca się nigdy nie da przewidzieć. Dlatego tak łapczywie zapamiętuję każdy nasz pocałunek, żeby w razie czego pamiętać „ten ostatni”. Pamiętasz ten ostatni? W drzwiach kamienicy? Za nim otworzyłeś drzwi do świata w którym musimy być czujni, w którym nie powinniśmy iść obok siebie. Już miałeś dłoń na klamce, ale odwróciłeś się, spojrzałeś na mnie, w moje oczy, a mi już brakowało tchu. Od samego patrzenia zrobiło mi się gorąco w dole brzucha. Wymieniliśmy te nic nie znaczące w rzeczywistości, za drzwiami kamienicy, zdania. Pochyliłeś się i pocałowałeś moje usta. I pełna nadziei jestem, że to nie był ostatni raz. Ale gdyby jednak musiał być to ten ostatni to wiedz, że tak go właśnie pamiętam. I tylko perspektywa czasu nadaje temu romantyzmu. W tamtym momencie to był zwyczajny dzień i zwyczajna chwila. Często gubię się w przypominaniu sobie tych chwil, w których byłeś obok mnie. Na wyciągnięcie dłoni.
Wczoraj przy rodzinnym stole, pełnym cioć których nie znam i wujków rozmawiających o domkach z drewna, polowaniach i wyprawach kajakowych wysnułam pewną scenę. Obraz ten mam przed oczyma do teraz. Jak stoimy na środku pustego pokoju, całujemy się zachłannie, moje dłonie zatrzymują się na Twoim pasku powoli go rozpinając, powoli rozpinając guzik jeansów i ich zamek, zostawiają Cię na chwilę z rozpiętymi spodniami i ściągają z Ciebie koszulkę. Powracają do już rozpiętego paska, do rozpiętego guzika… Twoje ciało takie ciepłe. Wtulam głowę w  tors obdarowując go pocałunkami, schodząc do brzucha, zatrzymuje się na wysokości pępka delikatnie muskając Twoje mięśnie językiem. Zsuwam z Ciebie spodnie wraz z bokserkami i całuję... Zgarniasz moje włosy w kitkę i trzymasz je jedną dłonią, drugą zabierasz moje ręce od siebie. Pozwalasz się tylko dotykać ustami i językiem. I w koło jak zdarta taśma VHS puszczam to w głowie. Nie mogę się uwolnić od tego obrazu. Słyszę nawet Twój oddech, miesza się od ze zdaniem „… przy ognisku siedziało chyba ze 20 osób, tak tak zimnica była jak diabli, ale zabawa przednia…”. Moja głowa płata mi figle. Ciało znajduje się przy komunistycznej ławie, na ławie komunistyczne szklanki, a w nich paskudna lurowata kawa, a w głowie Ty, nagi, spocony z rozwartymi źrenicami obracasz mnie tyłem do siebie mocno przyciskasz do swojego nagiego ciała, opierasz moje dłonie o ścianę rozchylasz kolanem moje uda, całujesz kark… „Może jednak się czegoś napijesz?” słyszę głos jednej z ciotek. Z lekkim grymasem na twarzy kręcę tylko głową, że nie. Jak mam pić gorąca herbatę i zajadać sernik gdy Ty właśnie jesteś tak daleko we mnie, że muszę wstrzymać oddech żeby nie jęknąć w tym zadymionym od wujkowej fajki pokoju?
Prowadzę podwójne życie. Tu i teraz jestem fizycznie, a w myślach jestem z Tobą. Snuję wyobrażenia i bajki bez zakończeń. Sklejam wersje różne, żeby nic mnie nie zaskoczyło. Zapamiętuję pocałunki, spojrzenia, gesty, wykuwam je w sobie żeby nigdy nie zapomnieć. Żeby w chwili gdy stanę się tylko wspomnieniem dla Ciebie móc zamknąć oczy i odtworzyć każdy skrawek Twojego ciała, każdą bliznę i pieprzyk, każdą zmarszczkę i bruzdę, poczuć Twój zapach i smak Twoich ust. Żeby pamiętać, że zmieniłeś mnie i moje życie. I do tego by to pamiętać potrzebuję mieć  w głowie obraz Ciebie całego, kształt Twojego ciała i blask oczu, słyszeć w uszach Twój głosu i znać Twój każdy ton. Muszę znać Cię na pamięć żeby wiedzieć co mi zrobiłeś, by zrozumieć co się stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz