Siedziała na łóżku dotykając
gołymi stopami chłodnej podłogi. Dłonie oparła o brzeg kanapy, trzymała się jej
kurczowo byleby tylko nie zacisnąć palców w pięść. Na policzki opadły jej blond
kosmyki – w rozpuszczonych włosach wyglądała jak aniołek widniejąca tak często na oleodrukach.
Oddychała spokojnie i czekała. Może jeszcze raz policzy do stu. Liczenie
podobno pomaga. Lekko przymknęła powieki. Jej powolny oddech zmieszał się z
oddechem dochodzącym zza jej pleców. Dwa ciała znajdujące się w jednym
pomieszczeniu na chwilę zgrały się ponownie ze sobą. Kilka godzin wcześniej w
owym pokoju znajdował się żar i płomienie. Oddechy nie były spokojne ani
opanowane. Gdy znajdowała się przy dwudziestu pięciu, mężczyzna leżący za nią
poruszył się. Wstrzymała wdech, pomyślała, że dobrze by było gdyby jeszcze się
nie obudził. Lecz myśl ta szybko uciekła.
- Cześć, nie śpisz już? Chodź pod kołdrę bo zmarzniesz.
Rozluźniła skurczone palce. Faktycznie poczuła, że jej
zimno. Bez słowa schowała się pod ciepłym przykryciem. Od razu zgarnął ją jednym
ruchem w swoje ramiona całując przy tym w nos. Zaśmiała się.
- Jak spałeś?
- Cudownie. A Ty?
Za nim odpowiedziała przebiegł przez jej twarz niezauważalny
cień. Nie spała. Nie zmrużyła oka nawet na sekundę. Od momentu gdy przestali
się kochać, a Dominik zasnął ona tylko liczyła jego oddechy. Obserwowała jak
napełnia się powietrzem jego klatka piersiowa i powoli opada.
- Dobrze. Tylko teraz muszę iść do łazienki – szybko wymknęła
się z łóżka i jego objęć. Wybiegając pospiesznie z pokoju poczuła, że naprawdę
zmarzła siedząc na brzegu łóżka.
W łazience zaczęła liczyć od momentu w którym skończyła.
26,27,28… Puściła gorący strumień pod prysznicem, ale za nim pod niego weszła
upewniła się, że przekręciła blokadę w drzwiach. Wiedziała, że Dominik może
próbować zaskoczyć ją w łazience i chcieć się kochać. Ale ona nie miała ani
siły ani ochoty. Weszła pod strumień gorącej wody i poczuła ulgę. Sama nie do
końca rozumiała co się z nią dzieje. Mężczyzna którego zostawiła w sypialni był
przecież jej mężczyzną, od tak dawna się znali, tak dobrze się znali. A mimo to
wiedziała, że coś nie jest w porządku, czuła że coś się dzieje. Parząca wręcz
woda ukoiła trochę jej skórę jak i niewyjaśniony lęk. Wyszła z łazienki
szczelnie owinięta w polarowi szlafrok. Uderzył ją zapach kawy i gorącego
pieczywa.
- Świeże pieczywo? Aż tak długo siedziała w łazience, że zdążyłeś
wyjść do sklepu?
- Ja po prostu jestem szybki. Skoro oboje mamy wolny dzień
pomyślałem, że miło będzie zjeść śniadanie w towarzystwie świeżego, gorącego
pieczywa. Wiesz, że jest dopiero 8:30?
- Mhm.. wiem, że mieliśmy mieć ten dzień wolny, ale będę musiała
wyjść na chwilę do pracy. Rozumiesz..?
- .. tak, tak wiem. Pilna sprawa.
- Obiecuję, że nie zajmie to wiele czasu.. – nie pierwszy
raz tłumaczyła się z tego, że musi wyjść do pracy podczas gdy miała mieć wolne.
-Wiesz Matyldo słyszałem to tyle razy.. staram się zrozumieć
ale wciąż nie potrafię. Wciąż nie umiem pojąć, że stawiasz to po nad wszystko. Po
nad nas, po nad życie.. i chyba nigdy nie zrozumiem – wypowiedział te słowa
kompletnie bez emocji. W jego głosie nie znajdowała się nawet nuta goryczy. Kończąc
zdanie podał Matyldzie kubek z parującą jeszcze kawą. Dziewczyna wyciągnęła po
niego dłoń i już otworzyła usta żeby wypowiedzieć „dziękuję” albo „przepraszam”,
ale spojrzała na twarz swojego partnera i głos zamarł jej w gardle. Nagle
poczuła gniew.
- Zawsze słyszę od Ciebie ten sam zarzut. Te same słowa.
Cholera, Dominik to moja praca. Moja pasja i praca. Nie będę znów roztrząsać
tego samego tematu bo czujesz się porzucony. Spędzimy razem popołudnie. O 14
będę już wolna – wstała od stołu upijając łyk gorącej kawy. Skrzywiła się –
przecież wiesz, że słodzę – Dominik tylko wzruszył ramionami, odwrócił się i
zabrał za robienie śniadania.
Patrzył
na nią jak ubiera wysokie szpilki i poprawia pomadkę na ustach. Blond kosmyki
miała ciasno spięte w kok. Po jej ubiorze wywnioskował, że idzie na spotkanie z
klientami „od ślubu”. Doskonale zdawał sobie sprawę, że takie spotkania trwają
dość długo. Panna młoda to przeważnie wybredna klientka. A to przecież początek
„ślubnej drogi”. Matylda zajmowała się organizacją imprez nie tylko
okolicznościowych. Eventy, śluby, chrzciny, pokazy mody, koncerty… wszystko. Dosłownie
organizacja wszystkiego, począwszy od malutkich imprez na wielkich kończąc. O
ile większe wydarzenia wiązały się z tym, że wszystko było bardziej poukładane,
zorganizowane i jak wiadomo Matylda nie zajmowała się tym sama, tak w wypadku
bardziej kameralnych imprez takich jak ślub, organizowała wszystko sama i nie
brała nikogo do pomocy. Dominik znał ten schemat na pamięć. Wiedział, że z
godziny 14 zrobi się 16 i z wolnego popołudnia nici bo dziewczyna wróci
wykończona po wstępnych ustaleniach z państwem młodych. Widząc już wcześniej
jaką spódnicę przygotowuje na wyjście Matylda wysłał do kolegi sms-a z propozycją
wspólnego treningu. Nie zamierzał nawet informować swojej dziewczyny, że
wyjdzie z domu gdy jej nie będzie. Wychodził z założenia, że i tak on szybciej
wróci niż ona.
- Idę. I nie obrażaj się na mnie. Popołudnie będzie nasze!
Obiecuję – podeszła do niego i cmoknęła w policzek.
- Idź bo się spóźnisz. A panny młode są niecierpliwe więc
lepiej się nie narażaj..
-Skąd wiesz z kim mam spotkanie?
- Mati znam Cię 17 lat…
Z dłonią na klamce od drzwi odwróciła się i posłała mu
ciepły uśmiech. Otworzyła drzwi i wyszła.
Wsiadając do samochodu stojącego
przed blokiem poczuła, że zawibrował jej telefon. Aż ścisnęło ją w gardle i
poczuła jak żołądek skacze jej do serca. Powoli wsiadła do pachnącego skórą
wnętrza, wcisnęła zapłon i wyszperała z torebki telefon. Nawet nie patrząc na
wyświetlacz wiedziała kto napisał.
„Witaj. Jakie masz plany na wolną
sobotę?
Ja właśnie jadę do pracy. Mam
nadzieję, że
nie musiałaś się zrywać z łóżka z
samego rana.
Miłego dnia pozdrawiam A.”
Uśmiechnęła się do siebie, spojrzała we wsteczne lusterko,
zapięła pas i odjechała sprzed domu. Wyjeżdżając ze strzeżonego osiedla
podniosła ponownie smartfona i wystukała na klawiaturze odpowiedź:
„Z
wolnej soboty zrobiła się pracująca.
Również
jadę właśnie do biura.
Jak
miną Ci piątkowy wieczór?”
Serce łopotało jej niespokojnie. Znów się uśmiechnęła.
Wiedziała, że Adrian nie odpuści i będzie chciał z nią dziś porozmawiać
chociażby przez 2 minuty przez telefon. Znów usłyszała wibrację świadczącą o
nadejściu wiadomości.
- Szybki jesteś – szepnęła pod nosem.
„Skoro
wyszłaś z domu to może porozmawiamy?”
Podjeżdżała właśnie pod biuro i widziała, że klienci czekają
na nią.
„Teraz
nie mogę właśnie wchodzę do pracy,
dam znać
po spotkaniu.”
Mrowienie w dole brzucha nasiliło się na myśl o tym, że usłyszy
Adriana. To miły chłopak. Sympatyczny. Poznali się przy okazji organizacji
targów telekomunikacyjnych w Gdańsku. Adrian był przedstawicielem biznesowym
jednej z sieci komórkowej. Popsuło mu się auto, a Matylda jako jedna z
ostatnich osób wychodzących z imprezy zaproponowała mu podwózkę do domu. Adrian
mieszkał w Gdańsku, więc przy okazji pokierował ją jak ma trafić do Qubusa, w
którym miała zarezerwowany nocleg. W drodze na jego osiedle zatrzymali się w Mc
Drive po kawę, a później pili ją pod jego blokiem siedząc w aucie. Tego
wieczora Matylda wróciła późno do hotelu. Adrian zabawiał ją rozmową, a ona słuchała
go z chęcią. Z lekkością przychodziło jej uśmiechanie się i czuła się
zrelaksowana. Chłopak był młodszy od niej o 8 lat więc tym bardziej ją
zdziwiło, że tak dobrze im się rozmawia. Kiedy zrobiło się zbyt chłodno Adrian
grzecznie podziękował za podwiezienie, jeszcze raz wytłumaczył jej drogę do
hotelu i wysiadł z auta delikatnie zamykając za sobą drzwi. Otwierając młodej
parze drzwi i zapraszając ich do środka Matylda miała wciąż przed oczyma Adriana
trzymającego papierowy kubek, jego
zadbane męskie dłonie, rozpięty kołnierzyk od koszuli i błękitne oczy jaśniejące
przy każdym podniesieniu się kącików ust.
- Zapraszam państwa. Nie wiedziałam, że będą państwo
wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz