środa, 29 kwietnia 2015

część 1 #opowiadanie

                                            źródło: http://selenka.pl/zdjecia-w-tle-na-fb/p/131/milosc-love-sztuka

                 

Siedziała na łóżku dotykając gołymi stopami chłodnej podłogi. Dłonie oparła o brzeg kanapy, trzymała się jej kurczowo byleby tylko nie zacisnąć palców w pięść. Na policzki opadły jej blond kosmyki – w rozpuszczonych włosach wyglądała jak aniołek  widniejąca tak często na oleodrukach. Oddychała spokojnie i czekała. Może jeszcze raz policzy do stu. Liczenie podobno pomaga. Lekko przymknęła powieki. Jej powolny oddech zmieszał się z oddechem dochodzącym zza jej pleców. Dwa ciała znajdujące się w jednym pomieszczeniu na chwilę zgrały się ponownie ze sobą. Kilka godzin wcześniej w owym pokoju znajdował się żar i płomienie. Oddechy nie były spokojne ani opanowane. Gdy znajdowała się przy dwudziestu pięciu, mężczyzna leżący za nią poruszył się. Wstrzymała wdech, pomyślała, że dobrze by było gdyby jeszcze się nie obudził. Lecz myśl ta szybko uciekła.
- Cześć, nie śpisz już? Chodź pod kołdrę bo zmarzniesz.
Rozluźniła skurczone palce. Faktycznie poczuła, że jej zimno. Bez słowa schowała się pod ciepłym przykryciem. Od razu zgarnął ją jednym ruchem w swoje ramiona całując przy tym w nos. Zaśmiała się.
- Jak spałeś?
- Cudownie. A Ty?
Za nim odpowiedziała przebiegł przez jej twarz niezauważalny cień. Nie spała. Nie zmrużyła oka nawet na sekundę. Od momentu gdy przestali się kochać, a Dominik zasnął ona tylko liczyła jego oddechy. Obserwowała jak napełnia się powietrzem jego klatka piersiowa i powoli opada.
- Dobrze. Tylko teraz muszę iść do łazienki – szybko wymknęła się z łóżka i jego objęć. Wybiegając pospiesznie z pokoju poczuła, że naprawdę zmarzła siedząc na brzegu łóżka.
W łazience zaczęła liczyć od momentu w którym skończyła. 26,27,28… Puściła gorący strumień pod prysznicem, ale za nim pod niego weszła upewniła się, że przekręciła blokadę w drzwiach. Wiedziała, że Dominik może próbować zaskoczyć ją w łazience i chcieć się kochać. Ale ona nie miała ani siły ani ochoty. Weszła pod strumień gorącej wody i poczuła ulgę. Sama nie do końca rozumiała co się z nią dzieje. Mężczyzna którego zostawiła w sypialni był przecież jej mężczyzną, od tak dawna się znali, tak dobrze się znali. A mimo to wiedziała, że coś nie jest w porządku, czuła że coś się dzieje. Parząca wręcz woda ukoiła trochę jej skórę jak i niewyjaśniony lęk. Wyszła z łazienki szczelnie owinięta w polarowi szlafrok. Uderzył ją zapach kawy i gorącego pieczywa.
- Świeże pieczywo? Aż tak długo siedziała w łazience, że zdążyłeś wyjść do sklepu?
- Ja po prostu jestem szybki. Skoro oboje mamy wolny dzień pomyślałem, że miło będzie zjeść śniadanie w towarzystwie świeżego, gorącego pieczywa. Wiesz, że jest dopiero 8:30?
- Mhm.. wiem, że mieliśmy mieć ten dzień wolny, ale będę musiała wyjść na chwilę do pracy. Rozumiesz..?
- .. tak, tak wiem. Pilna sprawa.
- Obiecuję, że nie zajmie to wiele czasu.. – nie pierwszy raz tłumaczyła się z tego, że musi wyjść do pracy podczas gdy miała mieć wolne.
-Wiesz Matyldo słyszałem to tyle razy.. staram się zrozumieć ale wciąż nie potrafię. Wciąż nie umiem pojąć, że stawiasz to po nad wszystko. Po nad nas, po nad życie.. i chyba nigdy nie zrozumiem – wypowiedział te słowa kompletnie bez emocji. W jego głosie nie znajdowała się nawet nuta goryczy. Kończąc zdanie podał Matyldzie kubek z parującą jeszcze kawą. Dziewczyna wyciągnęła po niego dłoń i już otworzyła usta żeby wypowiedzieć „dziękuję” albo „przepraszam”, ale spojrzała na twarz swojego partnera i głos zamarł jej w gardle. Nagle poczuła gniew.
- Zawsze słyszę od Ciebie ten sam zarzut. Te same słowa. Cholera, Dominik to moja praca. Moja pasja i praca. Nie będę znów roztrząsać tego samego tematu bo czujesz się porzucony. Spędzimy razem popołudnie. O 14 będę już wolna – wstała od stołu upijając łyk gorącej kawy. Skrzywiła się – przecież wiesz, że słodzę – Dominik tylko wzruszył ramionami, odwrócił się i zabrał za robienie śniadania.
                Patrzył na nią jak ubiera wysokie szpilki i poprawia pomadkę na ustach. Blond kosmyki miała ciasno spięte w kok. Po jej ubiorze wywnioskował, że idzie na spotkanie z klientami „od ślubu”. Doskonale zdawał sobie sprawę, że takie spotkania trwają dość długo. Panna młoda to przeważnie wybredna klientka. A to przecież początek „ślubnej drogi”. Matylda zajmowała się organizacją imprez nie tylko okolicznościowych. Eventy, śluby, chrzciny, pokazy mody, koncerty… wszystko. Dosłownie organizacja wszystkiego, począwszy od malutkich imprez na wielkich kończąc. O ile większe wydarzenia wiązały się z tym, że wszystko było bardziej poukładane, zorganizowane i jak wiadomo Matylda nie zajmowała się tym sama, tak w wypadku bardziej kameralnych imprez takich jak ślub, organizowała wszystko sama i nie brała nikogo do pomocy. Dominik znał ten schemat na pamięć. Wiedział, że z godziny 14 zrobi się 16 i z wolnego popołudnia nici bo dziewczyna wróci wykończona po wstępnych ustaleniach z państwem młodych. Widząc już wcześniej jaką spódnicę przygotowuje na wyjście Matylda wysłał do kolegi sms-a z propozycją wspólnego treningu. Nie zamierzał nawet informować swojej dziewczyny, że wyjdzie z domu gdy jej nie będzie. Wychodził z założenia, że i tak on szybciej wróci niż ona.
- Idę. I nie obrażaj się na mnie. Popołudnie będzie nasze! Obiecuję – podeszła do niego i cmoknęła w policzek.
- Idź bo się spóźnisz. A panny młode są niecierpliwe więc lepiej się nie narażaj..
-Skąd wiesz z kim mam spotkanie?
- Mati znam Cię 17 lat…
Z dłonią na klamce od drzwi odwróciła się i posłała mu ciepły uśmiech. Otworzyła drzwi i wyszła.
Wsiadając do samochodu stojącego przed blokiem poczuła, że zawibrował jej telefon. Aż ścisnęło ją w gardle i poczuła jak żołądek skacze jej do serca. Powoli wsiadła do pachnącego skórą wnętrza, wcisnęła zapłon i wyszperała z torebki telefon. Nawet nie patrząc na wyświetlacz wiedziała kto napisał.

„Witaj. Jakie masz plany na wolną sobotę?
Ja właśnie jadę do pracy. Mam nadzieję, że
nie musiałaś się zrywać z łóżka z samego rana.
Miłego dnia pozdrawiam A.”

Uśmiechnęła się do siebie, spojrzała we wsteczne lusterko, zapięła pas i odjechała sprzed domu. Wyjeżdżając ze strzeżonego osiedla podniosła ponownie smartfona i wystukała na klawiaturze odpowiedź:

                „Z wolnej soboty zrobiła się pracująca.
                Również jadę właśnie do biura.
                Jak miną Ci piątkowy wieczór?”

Serce łopotało jej niespokojnie. Znów się uśmiechnęła. Wiedziała, że Adrian nie odpuści i będzie chciał z nią dziś porozmawiać chociażby przez 2 minuty przez telefon. Znów usłyszała wibrację świadczącą o nadejściu wiadomości.
- Szybki jesteś – szepnęła pod nosem.

                „Skoro wyszłaś z domu to może porozmawiamy?”

Podjeżdżała właśnie pod biuro i widziała, że klienci czekają na nią.

                „Teraz nie mogę właśnie wchodzę do pracy,
                dam znać po spotkaniu.”

Mrowienie w dole brzucha nasiliło się na myśl o tym, że usłyszy Adriana. To miły chłopak. Sympatyczny. Poznali się przy okazji organizacji targów telekomunikacyjnych w Gdańsku. Adrian był przedstawicielem biznesowym jednej z sieci komórkowej. Popsuło mu się auto, a Matylda jako jedna z ostatnich osób wychodzących z imprezy zaproponowała mu podwózkę do domu. Adrian mieszkał w Gdańsku, więc przy okazji pokierował ją jak ma trafić do Qubusa, w którym miała zarezerwowany nocleg. W drodze na jego osiedle zatrzymali się w Mc Drive po kawę, a później pili ją pod jego blokiem siedząc w aucie. Tego wieczora Matylda wróciła późno do hotelu. Adrian zabawiał ją rozmową, a ona słuchała go z chęcią. Z lekkością przychodziło jej uśmiechanie się i czuła się zrelaksowana. Chłopak był młodszy od niej o 8 lat więc tym bardziej ją zdziwiło, że tak dobrze im się rozmawia. Kiedy zrobiło się zbyt chłodno Adrian grzecznie podziękował za podwiezienie, jeszcze raz wytłumaczył jej drogę do hotelu i wysiadł z auta delikatnie zamykając za sobą drzwi. Otwierając młodej parze drzwi i zapraszając ich do środka Matylda miała wciąż przed oczyma Adriana trzymającego  papierowy kubek, jego zadbane męskie dłonie, rozpięty kołnierzyk od koszuli i błękitne oczy jaśniejące przy każdym podniesieniu się kącików ust.
- Zapraszam państwa. Nie wiedziałam, że będą państwo wcześniej.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

myśli

źródło: znalezione na facebooku...

Obrazek rozbawił mnie do łez. Prosto i na temat. Bez pisania ckliwych tekstów :) Uparłam się żeby go tu wstawić. Dzięki A. za udostępnianie takich badziewi na swojej tablicy. Cała Ty. Za to Cię uwielbiam.

            

Niebo zasnuło się chmurami. Spoglądam przez upaćkaną szybę. Okno brudne, bo nie mam w zwyczaju myć szyb. Przed sekundą świeciło słońce. Nawet kawa nie zdążyła mi przestygnąć. Trzymam gorący kubek w dłoni. Moja twarz bez wyrazu. Myśli jakieś rozproszone. Wiatr kołysze gołymi gałęziami. Początek wiosny mamy zagmatwany. Raz ciepło raz śnieg. Raz zimy deszcz, a za chwilę gorące słońce. Uwikłana ta pogoda. My uwikłani w tą porę roku.
Poranek poświęciłam na czytanie książki, nie zrobiłam nawet makijażu. Czytałam kryminał, a czytając zerkałam nerwowo na zegarek. Wskazówki wlekły się jak nigdy. 6:45 a ja oczy jak pięć złotych. Jeden bok, dugi bok. Myśli płynące swobodnie. Kochały się z Tobą o poranku. Czuły, że się spieszysz do pracy, ale trzymały się kurczowo Twojego ciepłego ciała. Zasnęłam. Obudziłam się o 8:40. Sama. Tylko te cholerne myśli przy Tobie. Widziały jak biegniesz. Szybko wstałam żeby zaprzestać temu co się we mnie dzieje. I siedzę z nosem wklejony w szybę. Znów pojaśniało. Tym razem kawa troszkę przestygła. Upijam łyk i biorę się za klepanie w klawiaturę.
Pik, pik. Telefon.
Wytrącasz mnie na sekundę z amoku składania słów w jedną całość. Stos bzdur powstał w tej pisaninie. Nikt prócz mnie pewnie tego nie zrozumie. Nie będzie miał pojęcia o czym to jest. Wymieniamy kilka zdań i powracam do sklejania swojej bajki. Chciałabym nadać jej kolorowe zakończenie, chociaż końca jeszcze nie widać. Koniec się jak na razie nie zanosi. Co ja piszę? Końca się nigdy nie da przewidzieć. Dlatego tak łapczywie zapamiętuję każdy nasz pocałunek, żeby w razie czego pamiętać „ten ostatni”. Pamiętasz ten ostatni? W drzwiach kamienicy? Za nim otworzyłeś drzwi do świata w którym musimy być czujni, w którym nie powinniśmy iść obok siebie. Już miałeś dłoń na klamce, ale odwróciłeś się, spojrzałeś na mnie, w moje oczy, a mi już brakowało tchu. Od samego patrzenia zrobiło mi się gorąco w dole brzucha. Wymieniliśmy te nic nie znaczące w rzeczywistości, za drzwiami kamienicy, zdania. Pochyliłeś się i pocałowałeś moje usta. I pełna nadziei jestem, że to nie był ostatni raz. Ale gdyby jednak musiał być to ten ostatni to wiedz, że tak go właśnie pamiętam. I tylko perspektywa czasu nadaje temu romantyzmu. W tamtym momencie to był zwyczajny dzień i zwyczajna chwila. Często gubię się w przypominaniu sobie tych chwil, w których byłeś obok mnie. Na wyciągnięcie dłoni.
Wczoraj przy rodzinnym stole, pełnym cioć których nie znam i wujków rozmawiających o domkach z drewna, polowaniach i wyprawach kajakowych wysnułam pewną scenę. Obraz ten mam przed oczyma do teraz. Jak stoimy na środku pustego pokoju, całujemy się zachłannie, moje dłonie zatrzymują się na Twoim pasku powoli go rozpinając, powoli rozpinając guzik jeansów i ich zamek, zostawiają Cię na chwilę z rozpiętymi spodniami i ściągają z Ciebie koszulkę. Powracają do już rozpiętego paska, do rozpiętego guzika… Twoje ciało takie ciepłe. Wtulam głowę w  tors obdarowując go pocałunkami, schodząc do brzucha, zatrzymuje się na wysokości pępka delikatnie muskając Twoje mięśnie językiem. Zsuwam z Ciebie spodnie wraz z bokserkami i całuję... Zgarniasz moje włosy w kitkę i trzymasz je jedną dłonią, drugą zabierasz moje ręce od siebie. Pozwalasz się tylko dotykać ustami i językiem. I w koło jak zdarta taśma VHS puszczam to w głowie. Nie mogę się uwolnić od tego obrazu. Słyszę nawet Twój oddech, miesza się od ze zdaniem „… przy ognisku siedziało chyba ze 20 osób, tak tak zimnica była jak diabli, ale zabawa przednia…”. Moja głowa płata mi figle. Ciało znajduje się przy komunistycznej ławie, na ławie komunistyczne szklanki, a w nich paskudna lurowata kawa, a w głowie Ty, nagi, spocony z rozwartymi źrenicami obracasz mnie tyłem do siebie mocno przyciskasz do swojego nagiego ciała, opierasz moje dłonie o ścianę rozchylasz kolanem moje uda, całujesz kark… „Może jednak się czegoś napijesz?” słyszę głos jednej z ciotek. Z lekkim grymasem na twarzy kręcę tylko głową, że nie. Jak mam pić gorąca herbatę i zajadać sernik gdy Ty właśnie jesteś tak daleko we mnie, że muszę wstrzymać oddech żeby nie jęknąć w tym zadymionym od wujkowej fajki pokoju?
Prowadzę podwójne życie. Tu i teraz jestem fizycznie, a w myślach jestem z Tobą. Snuję wyobrażenia i bajki bez zakończeń. Sklejam wersje różne, żeby nic mnie nie zaskoczyło. Zapamiętuję pocałunki, spojrzenia, gesty, wykuwam je w sobie żeby nigdy nie zapomnieć. Żeby w chwili gdy stanę się tylko wspomnieniem dla Ciebie móc zamknąć oczy i odtworzyć każdy skrawek Twojego ciała, każdą bliznę i pieprzyk, każdą zmarszczkę i bruzdę, poczuć Twój zapach i smak Twoich ust. Żeby pamiętać, że zmieniłeś mnie i moje życie. I do tego by to pamiętać potrzebuję mieć  w głowie obraz Ciebie całego, kształt Twojego ciała i blask oczu, słyszeć w uszach Twój głosu i znać Twój każdy ton. Muszę znać Cię na pamięć żeby wiedzieć co mi zrobiłeś, by zrozumieć co się stało.