czwartek, 22 stycznia 2015

czerwiec


                     

Nie znamy się. Nie wiemy nic o sobie. Dwa zamknięte światy odległe od siebie. Nie istniejemy MY. Jesteś TY i jestem JA. Wszechświat zapragnął by się zderzyły te dwie obce planety. Wpadły na siebie, a w zasadzie musnęły tylko, niczym ramiona ludzi spotykające się przypadkiem w tłumie i ścisku. Z tym, że mnie to ramię jakoś boli od tego muśnięcia, a w zasadzie to nie boli, a przyjemnie pali. Dotykam je palcami i myślę o Twojej twarzy o tym jakie słowa wypowiedziałeś przez tą krótka chwilę. Te wspomnienia nie pojawiają się od razu. Siedzą w kącie głowy cicho, nawet nie mają śmiałości oddychać. Wynurzają się dopiero gdy słyszą dźwięk telefonu i Twój głos po drugiej stronie.
Ponownie zabieram Cie ze sobą. Ponownie na krótko nasze ramiona spotykają się w tłumie. Niepozornie i bez znaczenia. Ale tym razem już i tak jest inaczej. Już siadasz bliżej. Bo przygotowałam miejsce. Upchałam zbędny bagaż na tylne siedzenie i teraz siedzisz obok, a nie jak wcześniej w luku służącym mi do przewozu torby podróżnej.
Słowa toczą się z naszych ust lekko. Nie ma w tym nic nachalnego, nie ma w tym stresu ani spięcia. Jest krótki śmiech, jest nuta ciekawości. Kim jesteś, co robisz. Podświadomość zapisuje w mojej głowie obraz promieni słońca które zapadają się w Twojej błękitnej tęczówce. I teraz to wiem - teraz wiem, że jak zamknę oczy to nawet jestem to sobie w stanie przypomnieć.
Włosy miałam związane w kucyk, było ciepło i słonecznie, miałam na sobie zwykłe jeansy, koszulkę i krótką jeansową kurteczkę. Na nogach trampki, na nosie przeciwsłoneczne okulary. A usta miałam wymalowane mocną różowa pomadką. A Ty? Jeansy, koszulka, uśmiech na twarzy, zarost przez który ciężko było określić ile masz lat. Zawadiacko to wszystko wyglądało. Trochę niechlujnie, ale widać że niechlujstwa w tym nie było za grosz.
I koniec. Tyle ze zderzenia planet. Nic dwa razy się nie zdarza, choć podobno nie ma przypadków. Nic nie dzieje się bez przyczyny. I jakby puścić ten film w slow motion to widać, że promienie słońca zamieszkały  w Twoich oczach na dłużej. Pomimo lustrzanek do moich też się coś wkradło. Coś w nich zamieszkało. Nie było ostrzeżenia z żadnej strony. Był obiad i spacer. Rozmowa była. Długa. I spacer dość długi był. Plaża, piasek, morze. Ale bez romantyzmu. Nie doszukujcie się w tym czerwonych róż sprzedawanych namiętnie przy promenadzie. Dwie obce planety. TY i JA. A później otworzyłam drzwi do swojego świata, na oścież. Usiadłam na krześle, włączyłam muzykę i mówiłam co mogłam, co chciałam. Krzesło obok zająłeś TY. I słuchałeś tej muzyki, słuchałeś słów. I noc była taka krótka wtedy. Krzesło takie wygodne się wydawało. Później nie było już krzesła. Później był taki upał, że nie było już nic co moglibyście zobaczyć. Bo to nie do opisania. Nie do powiedzenia. To sekret. Więc cisza. Nikomu o tym nie mówcie. I nie ma w tym miłości. Są inne rzeczy i emocje. O wiele bardziej groźne. Ale tego jeszcze chyba sama nie wiem. Sama to smakuje.

1 komentarz: