poniedziałek, 26 stycznia 2015

siostra


               

Kiedy byłam dzieckiem zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Ale nie po to by się nim opiekować i traktować jak żywą lalkę, tylko po to by dzielić z kimś „mój świat”. Niestety mojej mamie nie było spieszno do posiadania kolejnego potomstwa. Nie dziwie się kobiecie, będąc nastolatką urodziła mnie. Dorastałam więc w „samotności” jako jedynaczka. Chwilę przed moimi 14 urodzinami z jedynaczki stałam się siostrą. Cóż to była za radość!!! Od tej pory już nie byłam sama, ale z noworodków to pożytku nie ma. Karmić, przewijać, myć i usypiać. I tak w koło. No jeszcze spacery i bujanie w wózku. Ale co to za radocha? No dobra wiedziałam przecież, że kiedyś maleństwo podrośnie – ale ja chciałam już!!! Już, teraz w tej chwili!!! Od tych moich chęci brat wcale nie rósł szybciej. A powinien bo chęci były szczere i ogromne. W miarę upływu miesięcy między mną a nim powstawała silna więź. Opiekowałam się nim tak jak umiałam, tak jak mnie mama uczyła i pokazywała. Buntowałam się czasami, że muszę z nim zostawać – ale w końcu byłam nastolatką to nic dziwnego, że chciałam spędzać czas z koleżankami a nie tylko niańczyć dzieci. I jakoś tak się to wszystko rozkładało w tym naszym życiu, brat rósł, zaczął chodzić, mówić. I w miarę jak rósł miłość do niego też rosła w moim sercu. Kocham go całą sobą. Dla mnie stał się całym światem. No dobra może przesadzam, nie jestem jego matką żeby był całym moim światem – ale nasza zażyłość jest na bardzo wysokim poziomie. Z racji wieku w jakim byłam gdy się pojawił nie jestem tylko „starszą siostrą”, a chwilami jestem mentorem. Kimś od kogo się uczy i kogo słuchają, kimś kto powinien dawać dobry przykład, wspierać i pomagać.
W wieku 18 lat wyprowadziłam się z domu. Brat płakali za mną. Tęsknił. Ja za nim również. Serduszko mi pękało. Niestety nie mieszkałam kilka ulic dalej, ha nie mieszkałam nawet w tym samym mieście. Dzieliła nas trochę większa odległość i nie byłam w stanie widywać się z nim tak często jak byśmy sobie tego życzyli. Jednak gdy pojawiała się już okazja do odwiedzin „mała pchełka” w wieku lat 5ciu czy 6ciu nie odstępowała mnie na krok. Razem nawet spaliśmy – nie obeszło się bez tego. Młody tak był za mną stęskniony. Przez telefon (jak już mówił dość płynnie) zawsze pytał „kiedy przyjedziesz?” i „kocham Cię”. To było rozczulające.
Wspominam tamte lata z uściskiem na sercu. Mam ogromny sentyment do tych wspomnień. To istny wyciskacz łez.
W dniu dzisiejszym ja mam lat 26, a brat 13. Jest o głowę wyższy ode mnie, pyskuje i uważa, że wie lepiej wszystko niż ktokolwiek inny ;) Cóż – taki wiek. Nadal bardzo się kochamy, ale teraz jest już trudniej w okazywaniu takich uczuć. On, nastolatek, już nie biegnie do mnie z wyciągniętymi dłońmi i uśmiechem na twarzy, nie wtula się we mnie łapczywie. Teraz przemyka tylko z pokoju do pokoju rzucając zwykłe „cześć siostra”. Ale są takie dni gdy potrafimy siąść razem na kanapie i wtulić się w siebie wzajemnie. Bez słowa, bez zbędnych tłumaczeń. I wtedy ja jestem jego nastoletnia siostrą, a on jest moim małym braciszkiem.
Mój brat zawsze dostanie ode mnie masę miłości, opierdol jak coś schrzani, poradę jak to naprawić i bezwarunkowe zrozumienie.

Bycie starszą siostrą (i to o sporo starszą) zobowiązuje. 

sobota, 24 stycznia 2015

zołza

źródło: http://avenue.flog.pl/

    
*I saw scars upon a broke hearted lover

Słuchała nocami muzyki. W myślach paliła papierosa – jednego za drugim – ale tylko w myślach, bo nie cierpi fajek.. Patrzy na wypełniony do połowy kieliszek od wina. Nawet nie ma ochoty podnosić go do ust. Szkoda jej głowy na kaca. A z pewnością by go miała, bo jeden kieliszek to za mało..
Stop.
Rusza dalej.
Przesuwa kursorem po ekranie komputera wybierają po raz kolejny ten sam utwór. W koło do znudzenia słucha banalnych piosenek o miłości. Chwilami w oczach stają jej łzy, ale tylko po to by pod wpływem kolejnego mrugnięcia mogły schować się ponownie pod powiekami. Nic nie spływa na policzki.
To złe.
Emocje jakieś czuje w sobie, ale są one głęboko zakopane. Ledwo poruszają jej serce. Myśli ma rozproszone między rzeczywistością a marzeniami. Zapędzają się kilkaset kilometrów od niej. Kładą spać blisko niej. Spoczywają między nimi. Dobrze, że nauczyła je skradać się cicho. Nie budzą nikogo. Tylko pies jakoś nerwowo się poruszył, poderwał łeb i postawił uszy. Coś wyczuł – ale przecież to pies. Nic nie zdradzi.
Stop.
Znów jest u siebie. Na tym krześle, które ona zna. Spogląda na wino, przypomina sobie o paczce papierosów jakie zostawiła u niej przyjaciółka. Leżą pod stolikiem w sypialni. A może jednak zapali? Eh… nie. Szkoda zdrowia. Nie cierpi fajek. To może chociaż to wino? Kac nie morderca… nie zabije, ale szkoda jej zdrowia.
Chuj.
Nic dziś z niej nie będzie. W słuchawkach słyszy Don't fuck with my love That heart is so cold i jedyne o czym myśli to, to, że kurwa sobie powinna to wyryć na czole tak żeby widzieć ten napis codziennie w lusterku.
Gdzie zgubiła mózg?
Gdzieś zostawiła myślenie. To racjonalne. Opętało ją coś. Jakaś chęć samodestrukcji zawładnęła nią i jej umysłem. I wali głową w ścianę.
Czemu?
Bo NIE kocha, NIE jest zakochana, a boli ją jak diabli. Jakby ktoś kopał jej poraniony od paska tyłek.
I już w tej chwili umie myśleć tylko o tym jak 8 dób temu stała TAM z nią u boku i ona wtedy… Ona już dobrze wie..
Ciekawe, co robił wtedy On..?
Chyba spał. Późno już przecież było.
„Kurwa!!!” - wścieka się sama na siebie, że o tym myśli.
Chyba powinna czuć zwyczajną niechęć i jakiś skrawek nienawiści nawet. A nawet tego w niej nie ma. To chyba nie jest normalne. To na pewno nie jest normalne. Ba! Odkrycie kurwa jego mać…
Stop.
Za dużo?
Może.
Widzisz, że doprowadza do tego żeby wszystko zepsuć? Usilnie ciągnie po szynach wagon towarowy z napisem „do zniszczenia”. A w tym wagonie jest wszystko co posiada dobrego w swoim życiu. Jest dziewczyna – najśliczniejsza dziewczyna jaką znała. Z najpiękniejszym uśmiechem jaki widziała, z najcudowniejszą skórą jaką dotykała, z sercem wrażliwym i ogromnym jak dwie ameryki. Z Nim, co siedzi od dwóch lat bez niej i kocha ją najbardziej na świecie. Tam są też wspomnienia. Ładne. Słoneczne i bardzo ciepłe. Wrzuciła tam też Ciebie.
Chyba uważa się za Boga. Chce Was ukarać. Za to, że w tych dwóch amerykach nie ma dla niej miejsca, za to, że tyle czasu siedziała na jego miejscu i czekała na niego i na to aż postawi ją po nad codzienność, za to, że masz już życie, w którym odznacza się tylko jako przecinek.
Ona twierdzi, że każde z was zaprzeczy.
Zgodni będziecie, że nie ma racji, że to nie tak. Zgodni będziecie, że przesadza, że przecież tak nie jest.
Macie rację - ja to wiem tak samo jak i wy!!!
Ale ona pyta, które z Was odważy się zeskoczyć z wagonu i udowodni jej, że nie ma racji?
Aż się uśmiechnęła złośliwie!
Zołza.
Suka.
Zimna suka.
Nie lubię tej dziewczyny. Patrzę na nią czasami z ukrycia. Czytam wszystko z jej twarzy. Przechodziłam dziś obok niej, siedziała w aucie z odpalonym silnikiem i wpatrywała się w przestrzeń za przednią szybą. Wyglądała jak słup soli.

Nie zauważyła mnie. Nigdy mnie nie widzi – może to i dobrze? Jeszcze chciałaby mnie wrzucić do tego cholernego wagonu który ciągnie na złomowisko..

piątek, 23 stycznia 2015

dom zbudowany sercem

                                                                   źródło: www.budujacypartner.pl


              


Każdego dnia odsuwam od siebie wszystkie myśli i żyję. Żyję dniem, jaki wstaje razem ze mną. Oddycham tu i teraz. Wytyczam moim myślom tor, po którym nakazuje im biec. Prostą ścieżkę. Nie mogą zbacza nigdzie. Nie maja prawa przyspieszać ani zwalniać. Nie mogą spoglądać wstecz. Nie mogą zgadywać, co się stanie jutro, za tydzień za miesiąc. Nie pozwalam im na to. Mają iść zgodnie z rytmem wskazówek zegara. Maja przesuwać się powoli jak sekundnik. Kiedy tylko zaczynam czuć coś, czego czuć nie chcę wiem, że moje myśli coś nabroiły. Że zbyt się rozpędziły lub za długo spoglądały w tył. Czuję ucisk między piersiami. Łapię powietrze a nic nie trafia do moich płuc. Potworny ból fizyczny. Świadomość, że jeśli nie złapię tego cholernego oddechu to zemdleje. Osunę się na ulicy. Łzy napływają mi wtedy do oczu, serce ściska się w piersi. Płuca łapczywie błagają o oddech. A kamień, jaki mam między piersiami nie zwalnia nacisku. Rozpadam się na kawałki. Codziennie. Codziennie są one, co raz mniejsze. Uśmiecham się i rozmawiam. Żyję. Żyję wśród rzeczy, jakie nie są moje. Śpię w łóżku, które do mnie nie należy. Korzystam z łazienki, która nie jest moja. Robię sobie kawę w nie swoim kubku w nie swojej kuchni. A gdy tylko zamykam oczy widzę miejsce, które zbudowałam sercem. Miejsce, które jest moim domem. Miejsce, do którego nie mam już żadnego prawa. W snach przechadzam się po nim. Głaszczę mojego kota. Piję herbatę ze swojego kubka, gotuję obiad w swoich garnkach. Wyprowadzam na spacer swoje psy. Zapalam światło w swojej łazience i robię makijaż. Ubieram się przed swoim lustrem… a kiedy tylko otworzę oczy nie mam już nic. Jest tylko pustka. 

czwartek, 22 stycznia 2015

czerwiec


                     

Nie znamy się. Nie wiemy nic o sobie. Dwa zamknięte światy odległe od siebie. Nie istniejemy MY. Jesteś TY i jestem JA. Wszechświat zapragnął by się zderzyły te dwie obce planety. Wpadły na siebie, a w zasadzie musnęły tylko, niczym ramiona ludzi spotykające się przypadkiem w tłumie i ścisku. Z tym, że mnie to ramię jakoś boli od tego muśnięcia, a w zasadzie to nie boli, a przyjemnie pali. Dotykam je palcami i myślę o Twojej twarzy o tym jakie słowa wypowiedziałeś przez tą krótka chwilę. Te wspomnienia nie pojawiają się od razu. Siedzą w kącie głowy cicho, nawet nie mają śmiałości oddychać. Wynurzają się dopiero gdy słyszą dźwięk telefonu i Twój głos po drugiej stronie.
Ponownie zabieram Cie ze sobą. Ponownie na krótko nasze ramiona spotykają się w tłumie. Niepozornie i bez znaczenia. Ale tym razem już i tak jest inaczej. Już siadasz bliżej. Bo przygotowałam miejsce. Upchałam zbędny bagaż na tylne siedzenie i teraz siedzisz obok, a nie jak wcześniej w luku służącym mi do przewozu torby podróżnej.
Słowa toczą się z naszych ust lekko. Nie ma w tym nic nachalnego, nie ma w tym stresu ani spięcia. Jest krótki śmiech, jest nuta ciekawości. Kim jesteś, co robisz. Podświadomość zapisuje w mojej głowie obraz promieni słońca które zapadają się w Twojej błękitnej tęczówce. I teraz to wiem - teraz wiem, że jak zamknę oczy to nawet jestem to sobie w stanie przypomnieć.
Włosy miałam związane w kucyk, było ciepło i słonecznie, miałam na sobie zwykłe jeansy, koszulkę i krótką jeansową kurteczkę. Na nogach trampki, na nosie przeciwsłoneczne okulary. A usta miałam wymalowane mocną różowa pomadką. A Ty? Jeansy, koszulka, uśmiech na twarzy, zarost przez który ciężko było określić ile masz lat. Zawadiacko to wszystko wyglądało. Trochę niechlujnie, ale widać że niechlujstwa w tym nie było za grosz.
I koniec. Tyle ze zderzenia planet. Nic dwa razy się nie zdarza, choć podobno nie ma przypadków. Nic nie dzieje się bez przyczyny. I jakby puścić ten film w slow motion to widać, że promienie słońca zamieszkały  w Twoich oczach na dłużej. Pomimo lustrzanek do moich też się coś wkradło. Coś w nich zamieszkało. Nie było ostrzeżenia z żadnej strony. Był obiad i spacer. Rozmowa była. Długa. I spacer dość długi był. Plaża, piasek, morze. Ale bez romantyzmu. Nie doszukujcie się w tym czerwonych róż sprzedawanych namiętnie przy promenadzie. Dwie obce planety. TY i JA. A później otworzyłam drzwi do swojego świata, na oścież. Usiadłam na krześle, włączyłam muzykę i mówiłam co mogłam, co chciałam. Krzesło obok zająłeś TY. I słuchałeś tej muzyki, słuchałeś słów. I noc była taka krótka wtedy. Krzesło takie wygodne się wydawało. Później nie było już krzesła. Później był taki upał, że nie było już nic co moglibyście zobaczyć. Bo to nie do opisania. Nie do powiedzenia. To sekret. Więc cisza. Nikomu o tym nie mówcie. I nie ma w tym miłości. Są inne rzeczy i emocje. O wiele bardziej groźne. Ale tego jeszcze chyba sama nie wiem. Sama to smakuje.